Praga- złote miasto. Dla jednych miejsce przereklamowane, bo pełne turystów. Dla mnie- niesamowita przestrzeń do niespiesznych wędrówek i odkrywania nieoczekiwanego piękna w labiryncie ulic.
Trzeba przyznać, że stolica Czech dołożyła wszelkich starań, by pozostawić po sobie jak najlepsze wrażenie. Promienie słoneczne migotliwe odbijały się od zabytkowych kamieniczek i nawet przelotny deszcz, który ledwie zdołał zmyć z ulic kurz zmęczenia, nie był w stanie zniechęcić nas do odkrywania wciąż na nowo niespodziewanych zachwytów w rozlicznych zaułkach.
Oczywiście porwaliśmy się na zwiedzanie przynajmniej części atrakcji uwzględnionych w przewodnikach turystycznych jako „konieczne do zobaczenia”. Zamek na Hradczanach czy most Karola zrobiły na nas jednak mniejsze wrażenie, niż na przykład rozmieszczone na terenie miasta rzeźby, których autorem jest David Černý. Zupełnie przereklamowana zdała się nam Złota Uliczka, w przeciwieństwie do urokliwych ścieżek przecinających Stare i Nowe Miasto (w tym najwęższej uliczki, po której ruch kierowany jest przy pomocy sygnalizacji świetlnej, a na jednym z jej końców znaleźliśmy wspaniały zbiór kolorowych, konewek ustawionych w dość sympatyczną, choć swobodną kompozycję).
Letnia aura zachęcała jednak nie tylko do bliskich spotkań z kulturą. Równie przyjemne było delektowanie się tradycyjnym trdelnikiem z lodami w cieniu rozłożystych drzew. A jeśli dodatkowo towarzyszył nam widok na ścianę Lenona, leniwie płynącą Wełtawę lub tłum poruszający się sennie wokół Ratusza Staromiejskiego i oczekujący na spacer figur w słynnym zegarze astronomicznym, można było chłonąć niepowtarzalną atmosferę tego niezwykłego miasta.
Warte zobaczenia wydają się przede wszystkim architektoniczne perełki, o które potknąć można się niemal co krok. Wyjątkowe, witrażowe okna (widoczne na jednym z powyższych zdjęć), dworzec główny (połączenie wspaniałej tradycji z całkiem współczesną użytecznością), czym niezwykłe witryny całkiem zwyczajnych sklepów stanowią o niepowtarzalności Pragi. Do tego rzeźby, nie tylko słynni „Sikający” czy „Wisielec” lub „Obrotowa głowa Franza Kafki”, ale również te mnie znane, jak choćby gigantyczna figura dłoni wykonanej z blachy zużytych puszek, którą znajdziemy nad brzegiem Wełtawy, czy pomnik komunizmu, powodujące, że wciąż ma się ochotę na wędrówkę. Przecież niemal za każdym rogiem jest tyle powodów do zachwytu.
Na koniec kilka uwag technicznych, czyli wskazówki, których sami szukaliśmy, jadąc do Pragi.
- Po mieście najlepiej przemieszczać się korzystając ze środków komunikacji miejskiej. Korzystnie wypada kupienie kilkudniowego biletu, który uprawnia do podróży po wszystkich strefach miasta. Nie trzeba martwić się wtedy o miejsca parkingowe, których w centrum jest ograniczona liczba, a cena przewidziana za możliwość pozostawienia na nich samochodu wcale nie jest niska.
- Jeśli chodzi o nocleg, warto poszukać takiego, który niekoniecznie będzie w centrum, ale będzie z nim dobrze skomunikowany. Nasz wybór padł na <hotel Darwin>, który oprócz pokoi o całkiem dobrym standardzie, oferował również śniadania. Jeśli zdecydujemy się na kolejną podróż do stolicy Czech, jest wielce prawdopodobne, że znów skorzystamy z jego usług.
- Kusząca była dla nas myśl o nabyciu karty miejskiej, dzięki której zyskamy wstęp do licznych zabytków. Ostatecznie nie zdecydowaliśmy się na nią, wybierając swobodne wędrówki ulicami i wizyty w starannie wybranych muzeach (w tym <Muzeum Alfonsa Muchy>, które gorąco polecamy) zamiast maratonu od wystawy do wystawy. Jeśli zatem chcecie skosztować atmosfery i cieszyć się urokami miasta, pomyślcie, czy rzeczywiście taki karnet (choć dość atrakcyjny cenowo) jest Wam niezbędny.
- Oprócz wypróbowania kuchni lokalnej, warto zajrzeć do restauracji <Barabizna>. Absolutnym przypadkiem okazało się, że leży ona w bliskim sąsiedztwie naszego hotelu i na nasze szczęście, pomimo braku rezerwacji udało nam się zdobyć w niej stolik (odnieśliśmy wrażenie, że chyba cała Praga się tu zjeżdża na pyszne jedzenie). Fantastyczne, aromatyczne posiłki, spore porcje i rewelacyjna lemoniada. Po całym dniu wędrówek to było to, czego nam było trzeba.
- Jeśli tak ja my zdecydujecie się, by zamieszkać na obrzeżach miasta, bądźcie gotowi na to, że życie zamiera tam po 20. Nam to nie przeszkadzało, nawet byliśmy zadowoleni, mogąc odpocząć od zgiełku miejskiego. A jednak to dość niespotykane, że o pewnej godzinie trudno kogokolwiek spotkać na ulicy, sklepy są na głucho zamknięte, a w okolicznych knajpkach (poza wspomnianą wyżej) niemal nie ma gości. Taki widać okoliczny folklor 😉
Nasza przygoda z Pragą trwała sześć dni. Każdy z nich był inny, wyjątkowy (co szczególnie dobrze oddają trasy zarejestrowane przez na na Google Maps). Od chaotycznego tańca i wielokrotnego omiatania wzrokiem tych samych obiektów, po przemyślane zwiedzanie (choć absolutnie nie oznacza to rezygnacji ze spontaniczności). Czy będziemy chcieli tu wrócić. Pewnie tak. Jest przecież jeszcze tyle do odkrycia w tym mieście cudów.