doznań i wspomnień

Ludzie na drzewach

Ludzie na drzewach

 

 

Czy wszystkie wielkie odkrycia kryją w sobie równie mroczne sekrety? Czy nauka nierozerwalnie łączy się z przekraczaniem ludzkich granic i rodzajem zniewolenia? Czy za pięknymi ideami zawsze stoją nie całkiem krystaliczni ludzie? Być może na te i inne pytania odpowie powieść „Ludzie na drzewach”. Dla mnie tak literackie odkrycie, jak i obnażenie prawdy o ludzkiej naturze.

Muszę przyznać, że ta historia czekała dość długo na swoją kolej. Kilkukrotnie brałam ją do ręki i z powrotem odkładałam na półkę, nie zajrzawszy nawet do wnętrza. Może to i lepiej. Na wszystko musi przyjść wszak odpowiednia chwila. A opowieść o życiu na poły fikcyjnego doktora Periny wymaga pochylenia się, cierpliwości w odkrywaniu kolejnych kart oraz ciekawości badacza, by zechcieć wejść do świata oceanicznych badań nad zaginionym plemieniem.

Wybierając się na tę wyprawę w nieznane czytelnik długo pozostaje pod urokiem dobrotliwego naukowca, który dzięki swoim odkryciom, może zmieniać świat. Choć z czasem zaczynaja docierać sygnały, że być może badania oparte są o nadużycia natury moralnej (wątpliwe etycznie w zakresie nauki, ale również człowieczeństwa), mit dobrotliwego, poczciwego staruszka jest silnie obecny niemal do ostatniej litery.

Co zachwyca? Niesamowite opisy dziewiczej puszczy, fantastycznie realistyczne relacje poświęcone życiu mieszkańców zaginionej wyspy U’ivu, czy wreszcie zbudowanie sylwetki głównego bohatera tak, by niczego nie można było już być w życiu pewnym. Te elementy sprawiły, że w którymś momencie trudno oderwać się choć na chwilę od książki. Nawet, gdy jest się wielbicielem zupełnie innych gatunków.

Smutne wnioski nasuwają się po przeczytaniu ostatniego zdania. Smutne nie tylko z powodu tego, dokąd zawiodła nas historia wielkiego człowieka. Smutna rownież ze względu na opisaną degradację natury, symbolicznie ujęta jako dotarcie cywilizacji na zagubiona w czasie i przestrzeni wyspę. Prawda dobrze nam wszystkim znana, w myśl której to pieniądz rządzi światem, znajduje tu potwierdzenie. Z wyjątkowej, nieskażonej postępem przestrzeni cudem odnalezionej na oceanie wyspy nie zostaje nic. Świat wielkich ludzi, postępu i medycyny skutecznie niszczy wszystko to, co może zniszczyć. I wypluwa resztki. Niestrawne. Pozbawione barwy i pierwotnego charakteru.

Nie czytałam „Małego życia”, które łączy się z „Ludźmi na drzewach” autorem. Kilkukrotnie rozpoczynałam, jednak pośpiech nie sprzyja zatapianiu się w ten tekst. Wiem jednak, że przyjdzie taki czas, gdy pozwolę sobie na te wędrówkę w głąb jestestwa. Wiem, ponieważ narracja z takim wyczuciem malowana słowem, zasługuje na wiele długich chwil skupienia, obecności, refleksji. Podobnie jak opowieści o niezwykłym doktorze Pekinie i jego niezwykłych, nieoczywistych etycznie odkryciach. Bo może prawdą jest, ze dobro i zło są względne…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *